– Musiałem skorzystać ze służby zdrowia. Zaznaczam, że nie byłem świadkiem żadnych zejść śmiertelnych, ale byłem świadkiem sytuacji, które powodowały, że gdybym miał włosy, to też by mi stanęły dęba. Zaczęło się od tego, że jak co roku miałem jesienne zaostrzenie astmatyczne, które postanowiłem przemóc i jak zwykle samemu, ale skończyło się to saturacją w granicach 60, chwilami nawet 50 – mówi Marcin Pracki.
Marcin Pracki o Covid
– Trzeba było wezwać karetkę. Najpierw mnie pytano telefonicznie, czy jestem przebadany na Covid, a skoro nie, to karetka nie przyjedzie. Muszę się skontaktować z Sanepidem. Pacjent się dusi i umiera, a oni pytają się, czy pacjent ma Covid, czy nie ma.
Źródło: Zjednoczeni TV (YouTube)