– Opowiem Państwu historię, tę prawdziwą, o prawdziwych kłamstwach. To było dawno temu, w czasach, których niewielu już pamięta, w czasach, kiedy wierzyłem, że dobro zawsze zwyciężą nad złem, a prawda zawsze broni się sama. Zajęło mi wiele lat, nim zrozumiałem, że nie jest to prawda, iż prawda broni się sama – rozpoczyna mocnym akcentem Wojciech Sumliński.
Polecamy: Wojciech Sumliński: To jednak rosyjska bomba! Czy wreszcie runą kłamstwa III RP! Czy wreszcie odkryjemy prawdę o Aneksie Raportu ds. WSI?
Czy prawda zawsze zwycięży?! A może „prawdzie trzeba pomagać”?
– Prawdzie trzeba pomagać. Zrozumiałem to dopiero po wielu latach, ale w tamtym czasie rzeczywiście byłem dość naiwny. Była połowa lat 90-tych, kiedy przyjechałem na Podlasie i zauważyłem zjawisko, które nazwano mrówkami. Nie interesowali mnie ci biedni ludzie z pogranicza, którzy dorabiali sobie, bo ciężko im było żyć – mówi Sumliński.
Granica, mrówki, przemyty alkoholu, papierosów…
– Bardziej zainteresował mnie, jako człowieka, który dopiero zaczyna tak zwane dziennikarstwo śledcze, świeżo po studiach psychologicznych, ale takiego, który odchodzi od zawodu, co się dzieje z tym przemycanym alkoholem, przemycanymi papierosami, innym towarem, skoro na granicy w Terespolu przyjeżdżały tiry na oczach policjantów, celników, funkcjonariuszy Straży Granicznej – komentuje dziennikarz śledczy.
– Ci ludzie wchodzili z woreczkami z alkoholem, z papierosami. Wychodzili bez. Wchodzili z pieniędzmi. Te tiry gdzieś jechały. Zainteresowało mnie, kto stoi w tle tego zjawiska?! Po jakimś czasie zrozumiałem, że na granicy jest kilka rodzajów ludzi. Ci ludzie pierwsi, to właśnie ci biedni mieszkańcy pogranicza, którzy wykonują czarną robotę, by przeżyć – wyjaśnia Wojciech Sumliński.
Zorganizowane grupy przestępcze, która bazują na pracy biednych ludzi
– Ci drudzy, to zorganizowane grupy przestępcze, które bazują na ich pracy, ale także wykonują inne działania przestępcze, przemytu na dużą skalę. Jeden z mechanizmów tego przemytu obserwowałem już później z perspektywy wiedzy, jaką otrzymałem od funkcjonariusza Straży Granicznej, dzięki któremu dowiedziałem się, jak to wygląda, któregoś dnia cztery tiry przyjechały z Białorusi do Polski. W momencie, kiedy przejeżdżały przez polską granicę, kilku celników poszło do kontroli pociągów, kilku innych źle się poczuło – ujawnia dziennikarz śledczy.
– Dokładnie to samo zadziało się z funkcjonariuszami Straży Granicznej. Te tiry przejechały bez żadnej kontroli. Później okazało się, że takich tirów przejeżdżało przez granicę kilkanaście – podkreśla Wojciech Sumliński.
Polecamy: Piotr Szlachtowicz: Sumliński i Budzyński ujawniają Aneks WSI? Co się stało z twitterowym kontem dr Sykulskiego?
Źródło: Wojciech Sumliński – WSR (YouTube)