Każdy, kto kiedyś zetknął się z zamieszczanymi w prasie opiniami profesjonalnych recenzentów filmowych zapewne zauważył, że często odbiegają one od powszechnej opinii o danym dziele. Nie ma w tym nic dziwnego, krytycy dużą uwagę od zawsze zwracali na kwestie techniczne, na które zwyczajny widz nastawiający się na rozrywkę i miło spędzony w kinie czas zwyczajnie przymyka oko. Jednakże to, co ostatnimi czasy dzieje się na amerykańskich portalach branżowych, nie śniło się nawet filozofom!
Premiera filmu „Black Adam”.
W dniu 19 października (świat), oraz 21 października (Polska) miała miejsce premiera nowego widowiska opartego na komiksach amerykańskiego wydawnictwa DC Comics. W rolę tytułowego Czarnego Adama wciela się nie kto inny jak Dwayne „The Rock” Johnson.
„The Rock” jest jedną z niewielu osób na tej planecie, którym udało się zostać legendą jeszcze za życia. Z jednej strony uwielbiany przez fanów „pro wrestlingu” na całym świecie, z drugiej szanowany w świecie kulturystyki (może nie licząc osób, które uważają, że nie powinno się brać sterydów), z trzeciej najlepiej opłacany aktor w całym Hollywood.
Film opowiada o przygodach tytułowego antybohatera, który jest jednocześnie komiksowym arcywrogiem bohatera innego filmu Warner Bros. Mowa tutaj o głównym bohaterze komedii superbohaterskiej „Shazam!”, która miała swoją premierę w 2019 roku. Obie postacie posiadają identyczne supermoce (choć zupełnie inne poglądy co do celów, w jakich należy ich używać) i jak łatwo się domyślić ich geneza jest ze sobą mocno powiązana.
Film wprowadza również zupełnie nowe postacie, takie jak bohaterowie z drużyny zwanej Stowarzyszeniem Sprawiedliwości, którzy starają się przekonać Black Adama do zejścia na dobrą drogę. Tu na szczególne oklaski zasługuje lubiany przez widzów za wcielanie się w rolę Jamesa Bonda lat dziewięćdziesiątych podstarzały Pierce Brosnan, któremu tym razem przypadło zadanie wcielenia się w rolę superbohatera – czarownika znanego jako Doktor Fate.
Film „Black Adam” spotkał się z miażdżącą krytyką recenzentów.
Czy „The Rock” jest dobrym aktorem? Raczej takim, który jeśli otrzyma kiedyś nagrodę Oscara, to pośmiertnie i za całokształt twórczości, podobnie jak Sylwester Stallone, czy Arnold Shwartzenegger.
Czy jakikolwiek film z tym aktorem był wybitny? Nie. Ale czy Rambo 3 był wybitny? Również nie. Gdyby przyjrzeć się takim filmom na chłodno, oceniając je pod kątem walorów artystycznych, a nie pod kątem natężenia wychów przypadających na jeden metr taśmy filmowej, dodatkowo wyzbywając się sentymentu z dzieciństwa to można by powiedzieć, że jest to dno i wodorosty. Jednak nie przeszkadza to milionom widzów oglądać tego typu filmy dwudziestokrotnie, za każdym razem z przysłowiowym „bananem na twarzy”. O co więc chodzi w całym tym zamieszaniu?
„Black Adam” – skrajna dysproporcja pomiędzy ocenami widzów i krytyków.
Jak już wspomniałem wcześniej, krytycy, czy to nasi rodzimi, czy ci zza oceanu, patrzą na filmy inaczej niż „niedzielni” widzowie. Jednak w zamierzchłych czasach, kiedy licząca sobie cztery tysiące lat Edyta Górniak była na szczycie swej muzycznej kariery, rozdźwięk pomiędzy opiniami widzów i profesjonalnych recenzentów, nigdy nie był tak ogromny.
Dla zobrazowania problemu pozwoliłem sobie posłużyć się źródłem, jakim jest jeden z dwóch największych amerykańskich portali filmowych. Ocenianie filmów nie polega tam na popularnej w Polsce metodzie przydzielania punktów od 1 do 10, każdy zarejestrowany użytkownik ma tylko dwie opcje do wyboru – albo film mu się podobał albo nie.
I tu przechodzimy do sedna sprawy. O ile na dzień 30.10.2022 roku, 90% widzów oceniła obraz jako „fajny”, o tyle w przypadku profesjonalnych recenzentów odsetek zadowolenia wynosi jedynie 40%. W tym miejscu warto dodać, że średnia wzrosła o kilka procent w ciągu ostatnich kilku dni. Zapewne krytycy wystraszyli się oburzenia amerykańskich youtuberów, influencerów i szeroko rozumianego środowiska skupiającego fanów popkultury, geeków i nerdów.

Podyktowana politycznie hipokryzja i przesiąknięcie lewicową ideologią.
Nie twierdzę, że „Black Adam” jest filmem wybitnym, w mojej ocenie ta pozycja zasługuje na mocne 6/10. Nie mogę zgodzić się jednak ze stwierdzeniem, że jest to film zły. Krytycy zarzucają filmowi wiele wad. Między innymi brak głębi w postaciach drugoplanowych, sprowadzanie niektórych z nich jedynie do roli, w której kilka razy w filmie mają powiedzieć jakiś żart. Filmowi zarzucane są również takie rzeczy jak tanie efekciarstwo, nadmierne nasycenie efektów komputerowych, słabo napisani antagoniści… Wymieniać można by długo. I może to Państwa zdziwi, ale zgadzam się z tymi wszystkimi zarzutami. „Black Adam” to typowy film popcornowy, taki, przy którym możemy zrelaksować się ze znajomymi, wypijając w czasie seansu piwko (oczywiście bezalkoholowe), obejrzeć i zapomnieć. Taki miał być i taki jest, tak samo jak wspomniana wcześniej saga o Rambo.
Problem polega jednak na czymś zupełnie innym, niż wady tego filmu. Chodzi mianowicie o hipokryzję krytyków. Bo ile powstało filmów opartych na nowelach graficznych, które nie posiadałyby wszystkich wymienionych wad? Jeżeli ktoś będzie w stanie wymienić ich tyle, że nie zmieszczą się na palcach obu rąk, to stawiam mu kebaba.
Taki stan rzeczy nie przeszkadza jednak recenzentom w wysokim ocenianiu innych produkcji, które wcale nie bronią się przed tymi samymi zarzutami. Ba! W wielu przypadkach zabijane są przez nich podstawy logiki i jakakolwiek konsekwencja. To, co w „Black Adamie” jest wadą, w innych filmach jest zaletą. Jakiś film konkurencyjnego studia przesycony jest sztucznie wyglądającymi efektami CGI? To wspaniale! Świadczy to o wysokim budżecie produkcji, ciężkiej pracy grafików komputerowych i wspaniałej wizji producentów! Jakiś film jest przeładowany żenującymi żartami, przy których widz powyżej ósmego roku życia ma ochotę wyjść z sali kinowej? To wspaniale! Film jest przezabawny! No chyba, że to „Black Adam„, wtedy to niedobrze.
Black Adam – Konkretne przykłady obłudy:
Dla przykładu zilustrujmy to kolejnymi ocenami na portalu Rotten Tomatoes. Seriale takie jak „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy” oraz „Mecenas She-Hulk” (polscy dystrybutorzy nie wychodzą z formy, jeśli chodzi o głupie tłumaczenie tytułów). W obu przypadkach seriale otrzymały od recenzentów 85% pozytywnych opinii. Krytycy pieją z zachwytu, podczas, gdy fani ocenili te produkcje pozytywnie odpowiednio w 39 i 33%. Postać tytułowej She-Hulk w internecie zdążyła już nawet zapracować na miano najgorszej kobiecej bohaterki pierwszoplanowej w historii telewizji. Widzowie zgodnie uznają, że oba seriale to totalny paździerz.
Nie zamierzam się rozwodzić nad wadami tych seriali, bo są to tematy na serię osobnych artykułów. Jednak jedno, co je łączy, to bez wątpienia nieposzanowanie i nienawiść do fanów oraz materiału źródłowego. Producenci She-Hulk po zakończeniu pierwszego sezonu jawnie przyznali, że cały serial był żartem i trollingiem wymierzonym w fanów komiksów, którzy spodziewali się obejrzeć coś fajnego. A to wszystko według producentów i scenarzystów „za karę”, ponieważ w ich oczach fani są „mizoginistycznymi incelami”, w związku z czym nie dostaną w serialu ani jednej z tych rzeczy, za które pokochali komiksową She-Hulk. Efekt? Marvel ogłosił, że serial to niewypał, a drugiego sezonu nie będzie.


Dwayne Johnson gasi krytyków jak peta.
„The Rock” wydaje się jednak nieprzejęty negatywnymi opiniami krytyków, czemu dał wyraz w jednym ze swoich wpisów na Tweeterze. Jest to podejście całkowicie odwrotne niż to, które przedstawiają twórcy cieszący się poklaskiem recenzentów. Według pana Johnsona, liczą się fani i pieniądze, a nie opinie krytyków. Skąd bierze się takie absurdalne podejście twórców, którzy są w stanie storpedować własny projekt i niejednokrotnie doprowadzić samych siebie i swojego pracodawcę do strat finansowych?
„Ogromne PODZIĘKOWANIA!!!! dla fanów za nasz niesamowity 90% wynik publiczności dla #BlackAdam. Najwyższa nota widzów dla filmu kinowego DC od czasów Mrocznego Rycerza. Jak zawsze, fani są najważniejsi i zawsze jesteśmy zobowiązani do dostarczania im rozrywki. Więc upewnij się, że zostaniesz do końca napisów końcowych…”
Nienawiść do zachodniej kultury popularnej i chęć zniszczenia cywilizacji łacińskiej.
Istotą problemu jest to, że większość amerykańskich recenzentów to przysłowiowe „Julki z Tweetera”, armia opłacanych przez korporacje lemingów, szkolonych na lewackich uniwersytetach do bezkrytycznego myślenia w takim stopniu, że nienawiść przysłania im konsekwencje własnych czynów. Ogólny cel tego zjawiska prowadzi do zohydzenia widzom wszystkiego, co związane jest z zachodnią kulturą popularną. „Black Adam” jest według nich uosobieniem czegoś, co określają mianem „Toksycznej Męskości”.
Męski protagonista, który posiada atletyczną sylwetkę jest wzorcem kulturowym, sięgającym czasów antycznej Grecji. Czasów, z których wywodzi się kultura i cywilizacja białego człowieka, tak bardzo znienawidzona przez lewicę, której ideologicznymi przodkami byli najeżdżający starożytną Europę dzicy przedstawiciele nieokrzesanej barbarii. Jeszcze większego kwiku należy spodziewać się więc, kiedy film będzie miał swą premierę na platformie HBO Max. Twórcy ujawnili bowiem, że wersja kinowa została pocięta tak, by umożliwić wyświetlanie dla widzów od trzynastego roku życia. Z kolei pełna wersja filmu, która ma być dostępna na platformie streamingowej posiadać będzie wiele scen w kategorii tylko dla widzów dorosłych. Osobiście nie mogę już doczekać się hektolitrów toksycznej męskości wylewających się z ekranu mojego telewizora.
Wszystko wskazuje zatem na to, że krytycy są wręcz zaprogramowani, by nienawidzić takich postaci, nawet jeśli sami nie wiedzą, czemu ich nienawidzą. Wyobraźmy sobie co stałoby się, gdyby to prawicowy recenzent skrytykował ten film. Natychmiast podniosłoby się wycie, że „obrzydliwi prawicowi faszyści, krytykują film, ponieważ główny bohater nie jest biały”! W takim razie, kto tu jest rasistą i faszystą, proszę Państwa?
Czemu to wszystko służy?
W tym miejscu warto dodać, że o ile wytwórnie filmowe trzymają się dobrze (jeszcze), to komiksowe filie przedsiębiorstw takich jak Marvel i DC Comics od kilku lat przynoszą ogromne straty finansowe i zarówno Disney jak i Warner Bros rozważają sprzedanie praw wydawniczych niezależnym podmiotom na zasadzie licytacji, przy zachowaniu praw do ekranizacji filmowych, o czym szerzej napomknę w innym artykule.
Proceder, z którym mamy do czynienia ma za zadanie doprowadzić do ostatecznej sytuacji, w której postacie takie jak Spider-Man, czy Batman zostaną tak bardzo wypaczone i zniszczone przez twórców, że nikt nie będzie chciał ich oglądać. Dążą oni do tego celu nawet kosztem własnego bankructwa, zupełnie niczym opętani przez swego guru wyznawcy radykalnej sekty religijnej. A co, gdy ten cel osiągną? Wtedy dawnych bohaterów będzie można zastąpić nowymi, takimi jak Lenin, Stalin, George Floyd, czy ten facet od filmu ze słoikiem.
Na szczęście mamy jednak takich ludzi jak Dwayne „The Rock” Johnson. I chociaż średni z niego aktor, to oby grał w filmach i żył w zdrowiu jak najdłużej.
15 SPARTAŃSKICH ZASAD ŻYCIA, czyli jak nie przegrywać?
Numer rachunku bankowego:
35 2490 0005 0000 4600 7727 2518
Nazwa odbiorcy:
Blog Portal Sp. z o.o.
Tytuł przelewu: Darowizna
Wsparcie PayPal:
Wsparcie Patronite:

Możesz również postawić nam wirtualną kawę 😉
