Jan Pospieszalski pyta przedsiębiorcę Grzegorza Płaczka: „po co ci to było?”. Grzegorz Płaczek w ostatnim czasie stał się głośną postacią, której wiele rzeczy, jakie dzieją się w naszym kraju, nie pasowało. Pojawiła się książka Grzegorza Płaczka, żeby skonfrontować to, co dzieje się w polityce, z twardymi danymi, statystykami oraz faktami.
Redaktor Pospieszalski zapytuje Grzegorza Płaczka, skąd u niego taka ciekawość pisania prawdy o Polsce i nie tylko. Próba dociekania oraz strategie, które mają się do danych – to zakres działalności Płaczka. Grzegorz Płaczek zaczął pisać bezpośrednio do polskich władz. Zaczęło się od niewinnie wyglądających notatek. Wtedy przedsiębiorca Płaczek sprawdzał to, czy polscy politycy mówią prawdę. Padło wiele pytań. W tym do Ministerstwa Zdrowia, Rzecznika Prawo Obywatelskich i do wielu innych instytucji.
Grzegorz Płaczek mówi, że nie miał żadnych założeń oraz nie brał pod uwagę niczego, kiedy wysyłał pisma. Płaczek był otwarty na każdą wiedzę. Chodziło o to, aby zrozumieć, żeby początek tej przygody nie wynikał z tego, że chciał kogoś skrzywdzić, lecz chodziło o poznanie prawdy na bazie danych oraz statystyk.
Pierwsze odkrycia Grzegorza Płaczka nie były wesołe. Pojawiło się wiele problemów. Dysonans poznawczy polega w tym przypadku na tym, że liczby oraz polityka straszenia i zastraszania, wmawianie nam, że – nie negując potrzeby szczepień, szczepienia są dobrowolne, było bardzo niepokojące. W październiku 2020 roku Płaczek dostaje pierwsze pismo z Ministerstwa Zdrowia z informacją, ile osób zmarło na początku pandemii w Polsce. Wtedy Płaczek zadaje sobie pytanie, dlaczego wprowadzono lockdown w naszym kraju. Rząd zamykał szkoły i przedsiębiorstwa.