– Byłem w Chinach po raz pierwszy w 1976 roku. Akurat wtedy odchodził Mao Tse Tung, a do reform wolnorynkowych, które zainicjował, było jeszcze 2 lata. Zresztą w roku akademickim 79-80 studiowałem w Chinach. Byłem pierwszym Polakiem, który wyjechał po rewolucji kulturalnej. Wtedy Chiny w końcówce lat siedemdziesiątych były odpowiednikiem naszej ery gierkowskiej i były jeszcze biedniejsze niż Indie. Przypominały rzeczywistością kraje środkowo afrykańskie. Nie była to RPA. 84 procent społeczeństwa żyło na wsi. Było to społeczeństwo feudalne, komunistyczne i arcybiedne – ocenia sytuację na temat Chin z przeszłości profesor Bogdan Góralczyk.
– Oczywiście była wtedy urawniłowka, czyli wyrównywanie poziomów. Bieda dotyczyła wszystkich z wyjątkiem najwyższych notabli partyjnych, którzy ulicami Pekinu albo Szanghaju jeździli jedynymi, ręcznie robionymi, samochodami. Był też czerwony sztandar i czerwone firanki. To były Chiny, więc starożytna cywilizacja. I było też wiele zabytków. Nie wszystkie na szczęście zostały zniszczone przez Czerwoną Gwardię – dodaje profesor Góralczyk.
– Był także jeszcze jeden wyróżnik tego społeczeństwa, oprócz wszechobecnej wiedzy i szarości. Reformy były potem i zaczął wchodzić powoli i stopniowo rynek. Dziewczyny zaczynały nabierać rys kobiecych, gdyż wcześniej chodziły w waciakach – mówi o Chinach profesor.