Grzegorz Braun do Adama Bodnara: Po tym, co powiedział mój znakomity kolega Michał Wawer, pan jeszcze siedzi tutaj, panie ministrze? Nie spadł pan tam, na podłogę tramwaju rządowego, z wrażenia? No dziwię się, dziwię się.
Szanowni Państwo! Naprawdę to jest komedia, co tutaj zaprezentowaliście. Chyba w tej sytuacji lepsza byłaby większa szczerość, gdyby tak dwie tablice Mojżeszowe tutaj zaprezentować: na jednej byłaby lista sędziów słusznych, a na drugiej byłaby lista sędziów niesłusznych.
(Poseł Kamila Gasiuk-Pihowicz: Dobrze, że nie z gaśnicą, bo trzeba by było pana zatrzymać znowu.)
Księga z wyrokami słusznymi i księga z wyrokami niesłusznymi wedle woli objawionej przez pana ministra. Czyja to właściwie wola? Fundacja Batorego.
Panie ministrze, gdybyście zajmowali się, naprawdę gdybyście chcieli się zająć poważnymi sprawami, to już leżałaby tutaj przed nami w jakiejś komisji sejmowej ustawa o agentach zagranicznych. Poważne państwa, prawdziwi imperialiści mają takie ustawodawstwo.
Mają Amerykanie i mają Moskale ustawy o agentach zagranicznych. I fundacja Batorego, jak ulał, wypisz wymaluj podpadałaby pod takie ustawodawstwo i wtedy przynajmniej to byłaby gra w otwarte karty.
Bardzo dobrze to brzmi, jak tutaj referujecie, szanowni koledzy, koleżanki, w odwrotnej kolejności, przyczyny, dla których chcecie ograniczyć prawa obywatelskie, konstytucyjne przez siebie arbitralnie wyróżnionych kategorii.
Już nie tylko sędziów, tych słusznych i niesłusznych, ale i obywateli. Z jakiego powodu czteroletnia karencja, aktywny udział w polityce? To brzmi, powiadam, nieźle, ale to jest bardzo populistyczne.
Kim jest Polak, który przez 4 lata nie wykazał publicznie zainteresowania polityką? Kim jest Polak, który chce działać publicznie, ale nie zaprezentował w żaden sposób swojego przejęcia sprawami publicznymi?
To pozornie jest pozytywna rekomendacja z mojego punktu widzenia, rekomendacja bardzo wątpliwa. Jeśli nawet przyjmiemy, że ustawą można ograniczyć prawa konstytucyjne, to powtarzam: dlaczego 4 lata, dlaczego nie 3,5 roku, dlaczego nie 7 lat?
A może marzycie o tym, żeby do tego Trybunału Konstytucyjnego pozyskać jakiegoś Piasta Kołodzieja, nieskażonego polityką, oderwanego od pługa i niech on sądzi? Nie, to jest fikcja.
Mafie, służby i loże będą akuszerami takich kandydatur.
To wtedy w Trybunale Konstytucyjnym zasiądzie, bardzo łatwo, bo będzie spełniał te kryteria, jakiś tam ojciec chrzestny, którego nazwiska nawet publika nie zna, ale to on…
(Poseł Michał Wawer: Ekspert fundacji Batorego.)
Ekspert, tak, bezpartyjny, nieskażony zaangażowaniem aktywnym w politykę, ekspert fundacji Batorego znajdzie się w Trybunale Konstytucyjnym. I jeszcze taka uwaga.
Dlaczego podnosicie ten Trybunał Konstytucyjny do rangi jakiejś takiej naczelnej świętości polskiego życia publicznego, polskiej państwowości, jakiegoś centralnego zwornika?
Ja się oczywiście zgadzam z tym, że jest to bardzo ważne i poniekąd kluczowe to, co ten trybunał robił, robi, robić będzie. No ale pamiętajmy, skąd wyrastają nogi i skąd wyrastają korzenie, gdzie biją źródła tego ustawodawstwa, tej legislacji, która dała ten byt, jakim jest Trybunał Konstytucyjny.
No biją te źródła tam, gdzie bijące serce partii, jeszcze nieboszczki, PZPR, tzn. w stanie wojennym w 1982 r.
Jakaż to intuicja generałom Jaruzelskiemu i Cz. Kiszczakowi podpowiedziała, że jak znalazł na transformację ustrojową, trzeba będzie troszkę rozmontować ten system totalniacki, ale tak, żeby wszystko jednakowoż grało i kolidowało, żeby to kontrolować innymi metodami.
Zdaje się, że dopiero w połowie lat 80. wszedł w tę fazę operacyjną, zaczął działać Trybunał Konstytucyjny. Ale powtarzam: to nie jest żadna świętość.
Będę miał pytanie do pana ministra, czy w ogóle była rozważana taka koncepcja, czyby – skoro to jest taki węzeł gordyjski, to zamiast tłuc w ten węzeł waszym młotkiem partyjnym, bo wcale nie przecinacie tego węzła, tylko po prostu nawarstwiacie kolejne wątpliwości i generujecie kolejne problemy, z którymi trafimy prędzej czy później do jakichś trybunałów – w ogóle nie zamknąć tego interesu, nie zamknąć tego rozdziału historii.
A on, powtarzam, zaczyna się wcale niepięknie, bo się zaczyna w latach, w mrokach stanu wojennego.
I dlaczego nie miałaby tego, co robi Trybunał Konstytucyjny, robić jakaś izba Sądu Najwyższego, gdzie przynajmniej nie będziemy pakowali się w problemy z tworzeniem specjalistycznego, dedykowanego prawa bezprawia, które będzie selekcjonować tych sędziów?
To przynajmniej będziemy wiedzieli, skąd ci sędziowie się wzięli w Sądzie Najwyższym i jakim kryteriom oni podlegają. To to byłoby moje pytanie do pana ministra. I jeszcze jedno.
Mam wrażenie pewnej fikcyjności tej procedury i tego spektaklu politycznego, który tu się rozgrywa, skoro wy i tak konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej i władze najwyższe Rzeczypospolitej Polskiej łącznie z całym tym Trybunałem Konstytucyjnym macie przecież za nic, skoro jeździcie po wytyczne do Brukseli.
I pan przecież zaczął swoje urzędowanie od tego, że pan się chwalił i reklamował publicznie, że pan z komisarz Jourovą ustala, jak będziemy przywracać praworządność w Rzeczypospolitej Polskiej.
Więc z jednej strony publicznie deklarujecie, że prawo stanowione tu, w Wysokiej Izbie, jest dla was ważne o tyle, o ile jest to implementacja normy eurokołchozowej, a z drugiej strony roztaczacie przed narodem polskim wizję własnej formacji zajeżdżającej tutaj na białym koniku garbusku jako obrońcy prawa i sprawiedliwości.
Tak, powtórzę za moim kolegą: prawo i sprawiedliwość – te słowa zostały obrócone w szyderstwo przez formację Zjednoczonej łże-Prawicy, która tutaj, w tramwaju rządowym, przed panem, panie ministrze, prokuratorze generalny, zasiadała.
Nie kontynuujcie tej praktyki i nie kontynuujcie opery, operetki praworządności w tym państwie, skoro tak naprawdę chodzi wam o to, żeby tylko mocniej ściągnąć cugle, żeby mieć wszystkie klucze do dokręcania śrub, żeby wam pasowało, a wam to znaczy właśnie komisarzom eurokołchozowym, których podwykonawcami sami się mienicie. Dziękuję bardzo, pani marszałek.